Boruta, Rokita i inne diabły polskie

Daniel Nogal

    • Europa
    • Polska

Przeróżnych diabłów spotkać można było w dawnej Rzeczpospolitej – szlacheckich, mieszczańskich, chłopskich. Różnili się od pobratymców z Zachodu, wyrośli bowiem z krwi ludów zamieszkujących polskie ziemie. Choć zatem służyli Piekłu, cechowały ich fantazja i honor.

Najsławniejszym był Boruta, który urządził się w podziemiach łęczyckiego zamku. Ten potężny czart postać zmieniać mógł na zawołanie, zwykle jednak pokazywał się jako rosły szlachcic z długim wąsiskiem i czarnymi oczami. Nosił kontusz jedwabny, zakrywający ogon, i czapę futrzaną, pod którą skrywał rogi. Cóż, niektórych cech diabelskich pozbyć się nie umiał albo nie chciał. No chyba, że w zwierzę się wcielał – najczęściej w karego ogiera, wilka lub sowę.

Skąd wziął się w Polsce diabeł Boruta? Nie, nie z Piekła. Jedni mówią, że był kiedyś zwykłym człowiekiem, rycerzem z czasów Kazimierza Wielkiego, a do czarciego grona dołączył ze względu na swe uczynki. Inni opowiadają zaś, że to słowiański demon leśny, zwany leszym lub borowym. I to właśnie od boru wzięło się jego miano, gdy po chrystianizacji ludzie inaczej nieco patrzeć zaczęli na zjawiska nadprzyrodzone.

Pierwsza spisana opowieść o diable Borucie pochodzi z osiemnastowiecznych pamiętników biskupa Kossakowskiego. Na dobre zaś zagościł on w literaturze w stuleciu dziewiętnastym, gdy drukowano o nim liczne zbiory legend, których kolejne wydania do dziś dostępne są w bibliotekach i księgarniach. Podkreślić tu należy, że w wielu tych opowieściach nie jest Boruta złem wcielonym. Przeciwnie, potrafi biednego wspomóc, a grzesznika utemperować.

Podobnie ma się sprawa z drugim spośród najsławniejszych czartów – z Rokitą, który również pochyla się nad ubogimi. Czynił tak, gdy był jeszcze człowiekiem, rozbójnikiem z Domaradza. Niczym Janosik czy inni Robin Hood napadał wówczas na bogaczy cudzą krzywdą utuczonych, a łupami dzielił się z biedotą. Tylko jak w takim razie został diabłem? Ciężko stwierdzić.

No chyba że jednak nie człowiekiem był, lecz duchem bagiennym, o czym również opowiadają legendy. Zresztą Rokita już jako diabeł właśnie mokradła sobie upodobał. Tam najłatwiej było go spotkać, gdy w mgliste wieczory siadywał pod starą wierzbą. A ludzie czasem go szukali, gdy już do nikogo innego nie mogli się zwrócić o pomoc.

Co najmniej o kilku polskich diabłach wspomnieć jeszcze trzeba, choć nie zdobyli takiej sławy jak Boruta i Rokita. O Farelu na przykład, którego czarownice i czarnoksiężnicy prosili o wsparcie przy wytwarzaniu mazideł i eliksirów, a zwykli ludzie – przy poszukiwaniu ukrytych skarbów.

Dalej, szlacheccy kompani Boruty – diabły Wideradzki i Rogaliński, obaj zawsze w sarmackim stroju i przy szabli. Iskrzycki spod Krakowa, dawny słowiański demon płomieni. Koffel, diabeł pijaństwa, i Orkius krzywoprzysięzca. Rozwót, specjalista od rozpadu małżeństw i zrywania sejmików, oraz Osmółka, patron poetów i śpiewaków, a zatem czart wrażliwy na sztukę.

Na koniec zostawiliśmy Purtka i Smętka, parę nierozłącznych diabłów kaszubskich. Ten pierwszy to istota po czartowsku groźna i złośliwa, a z drugim różnie bywa. Jedni gadali, że im bez przyczyny zaszkodził, inni – że pomógł w potrzebie. Ale tak to już jest ze słowiańskimi diabłami.

Diabeł Boruta w piwnicy łęczyckiego zamku, przedstawiony na dziewiętnastowiecznym drzeworycie.
Redaktor: Teresa Mieczkowska
Grafik: VS
Tłumacz: Teresa Mieczkowska
Słowa kluczowe: