Legenda Złotego Pociągu

Daniel Nogal

    • Europa
    • Polska

Wojna dobiegała końca, los III Rzeszy był przesądzony. Z niemieckiego Wrocławia, pod który zbliżała się Armia Czerwona, wysłano w kierunku Wałbrzycha najcenniejszy pociąg w historii. Dwanaście wagonów wypełniały kosztowności, złoto i dzieła sztuki, a także tajne archiwa nazistów.

Wagony do Wałbrzycha nie dotarły. Za Świebodzicami kontrolę nad składem przejęli SS-mani i zjechał on na boczny tor, kierując się ku Górom Sowim, gdzie powstawał tajny kompleks Riese, największy projekt górniczo-budowlany nazistowskich Niemiec. Miejsce to, skryte przed oczami aliantów, zostać miało kwaterą główną Adolfa Hitlera i ostatnim bastionem III Rzeszy. Nic dziwnego, że właśnie tam wieziono wrocławskie bogactwa.

Ale mogło być i tak, że wypełnione skarbami wagony nie dotarły również do Riese. Że ukryto je w jednym z wielu kolejowych tuneli w okolicach Wałbrzycha, a następnie wjazdy do owego tunelu wysadzono i zamaskowano. Za taką wersją opowiada się Tadeusz Słowikowski, emerytowany górnik i zarazem poszukiwacz „Złotego Pociągu”.

Z opowieści Słowikowskiego wynika, że tajne wejście do zablokowanego tunelu odnalazł tuż po wojnie jeden z pracujących na kolei Niemców, którzy pozostali w Wałbrzychu po zmianie granic. Człowiek ten bał się jednak tam zaglądać, a nawet komukolwiek mówić o swoim odkryciu. Informację wyjawił wiele lat później, tuż przed śmiercią.

Choć na to wszystko nie było nigdy twardych dowodów, w latach siedemdziesiątych poważnie do sprawy podeszła Służba Bezpieczeństwa PRL. Poszukiwania „Złotego Pociągu zorganizował major Stanisław Siorek, dowódca Wydziału II Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych. Nic nie znalazł. Przynajmniej taka jest oficjalna wersja.

W kolejnych dekadach nie brakowało jednak poszukiwaczy, którzy wciąż wierzyli, że „Złoty Pociąg” to coś więcej niż mit. Niektórzy działali po cichu, inni starali się o stosowne pozwolenia od władz, ale niemieckich wagonów nie znalazł nikt. Przełom nadejść miał dopiero w sierpniu 2015 roku.

Wszyscy pamiętamy, jak głośno zrobiło się wówczas o „Złotym Pociągu” i to nie tylko w Polsce. O nazistowskich skarbach mówiono w telewizjach całego świata, od Nowego Jorku po Tokio. A wszystko przez Piotra Kopera i Andreasa Richtera z Dolnośląskiej Grupy Badawczej, którzy publicznie wskazali władzom Wałbrzycha miejsce ukrycia składu. Miał on znajdować się pod ziemią w okolicach sześćdziesiątego kilometra trasy kolejowej Wrocław–Wałbrzych.

Informację o przyjęciu zgłoszenia przekazano do ministerstw obrony narodowej, skarbu oraz kultury i dziedzictwa narodowego. Generalny konserwator zabytków Piotr Żuchowskiego ocenił, że pociąg prawdopodobnie istnieje i że jest to skład pancerny. Rozpoczęto zakrojone na szeroką skalę badania geologiczne, potem wykopy, a wszystko śledzili dziennikarze z różnych krajów. Niestety i tym razem nie natrafiono na nic konkretnego.

To jednak nie koniec tej historii. Pod koniec ubiegłego roku Piotr Koper stwierdził, że kopano zbyt płytko. Dolnośląska Grupa Badawcza rozpoczęła więc zbieranie funduszy na przeprowadzenie jeszcze ambitniejszych poszukiwań. Czy w końcu poznamy zatem prawdę o „Złotym Pociągu”, czy też na zawsze pozostanie on legendą?

Niemiecki skład pancerny Panzertriebwagen 16 – podobnie może wyglądać „Złoty Pociąg”.
Redaktor: Jolanta Stachowiak
Grafik: VS
Tłumacz: Dawid Makowski