Metamorfozy Malarki_Odcinek 1

Pani Niechcicowa

    • Europa
    • Polska

Każda z nas zna taką kobietę. Miliony kobiet są właśnie takie. To tekst o nas. o kobietach. O naszych słabościach, lękach, kompleksach, odradzających się wierze i zaufaniu. O naszym pięknie i brzydocie, bez kolorowania i nie zawsze z happy endem. 

Stanęła przed lustrem w damskiej toalecie i patrzyła na siebie. Przy tym poziomie upojenia alkoholowego było trudno stwierdzić, czy makijaż już zszedł, czy to jej widzenie jest tak zaburzone – nie podobała się sobie. Włosy były mokre od potu – wiadomo, w końcu jest królową parkietu. Obok chichotały inne dziewczęta, które do damskiej przyszły co najmniej parami. Ona była sama. Owszem na parkiecie pląsają jeszcze znajomi, z którymi wyszła na dzisiejsze balety, ale nie widziała potrzeby zabrać ze sobą w to właśnie miejsce kogokolwiek. – Po co? – myślała. – Ma mnie trzymać nad klozetem? Tyłek mi wycierać? Co za głupi zwyczaj! – Otwarła niewielką torebkę, żeby wydobyć z niej malowidła, bowiem w jej ocenie twarz wymagała narysowania! Znalazła korektor, róż do policzków, podkład, kredkę do oczu, błyszczyk, szminkę, konturówkę do ust i nawet tusz. Wszystko miniaturki. Specjalnie do malutkich torebeczek! Rozpoczęła pracę twórczą polegającą na „narysowaniu” swojej twarzy. Kiedyś makijaż służył korygowaniu niedoskonałości i uwypuklaniu zalet urody. Teraz służy temu samemu, ale zmieniły się kanony tego, co uważane jest za „zalety” i w jej mniemaniu całą twarz trzeba było sobie narysować jakby od nowa. Po pięciu drinkach, dwóch seriach shotów trudno było doszukiwać się talentu w rękach, więc praca szła dość niezgrabnie.

Jak to zwykle bywa w damskim… zawsze znajdzie się ONA. Wchodzi i roztacza wokół siebie aurę. Jest niebiańsko piękna, szczupła, świetnie ubrana, uśmiechnięta, ma cudownie gęste i w ogóle niezlepione włosy, pomimo tego, że wcześniej było ją widać na parkiecie. Zamiast mokrych ubrań pachnie jaśminem, jak gdyby właśnie wyszła z kąpieli i ubrała na siebie świeże ubrania. No i najgorsze… jej twarz nie była w ogóle narysowana! Była po prostu olśniewająco piękna naturalnie. Ich spojrzenia się spotkały w lustrze i Piękna uśmiechnęła się szeroko, pokazując rząd bielutkich i równych jak stół do bilardu ząbków, a w jej oczach była sama serdeczność. – A niech to! Żeby chociaż okazała się straszną jędzą! To nie!!! Jeszcze do tego jest miła! – pomyślała Malarka, odwzajemniając nieco bardziej sztuczny uśmiech. Właściwie to… bardzo sztuczny. Malarka zanurzyła wzrok w swoich przyborach kreślarskich. Teraz było jej głupio tworzyć dzieło. Czuła się zawstydzona urokiem i blaskiem Pięknej. Piękna naturalnie była z dziesięć centymetrów wyższa, pomimo, że nie katowała stóp szpilkami, była z dziesięć kilo szczuplejsza i do tego nie była w ogóle wystrojona. Miała na sobie biały T-shirt, który podkreślał jej idealnie upięty w miseczkach biust średniej wielkości. - Ok, przynajmniej cycki mam większe – pomyślała Malarka. Dżinsy i białe tenisówki. Nic specjalnego. Jej uszu nie zdobiły wymyślne kolczyki, jej paznokcie nie były pokryte hybrydą w kilku kolorach i do tego ombre. Były naturalne. Piękna była ozdobiona sobą. Tak… są takie kobiety, a Malarka do nich nie należała.